Od dawna na blogu nie pojawił się wpis dotyczący książki, jednak dzisiejsza pozycja, mam nadzieję to wynagrodzi. Bo dzisiaj mam dla Was lekką, ale też oryginalną pozycję, a jednocześnie inspirującą historię dziewczyny, która stworzyła firmę wartą ponad 240 milionów dolarów, zaczynając od sprzedawania pojedynczych rzeczy w internecie. Co ciekawe, pierwszą rzeczą, jaką Sophia Amoruso sprzedała, była… kradziona książka. Przyznasz, że zaczyna się dość nietypowo i interesująco.
„W 2011 roku w trakcie konferencji TED w San Francisco autorka i prelegentka Mel Robbins mówiła o tym, że szanse na to, iż właśnie Ty pojawisz się na świecie, są jak 1 do 400 bilionów (tak, to jest 400 i 12 zer). W ty, uwzględnia się prawdopodobieństwo, że Twoi rodzice spotkają się wśród mrowia ludzi na planecie, prawdopodobieństwo, że będą chcieli mieć dzieci, prawdopodobieństwo, że urodzisz się w odpowiednim momencie, a także wiele innych czynników. To, że jesteś jedna jedyna na miliony milionów, nie powinno Cię wystraszać, wręcz przeciwnie – jesteś unikatowa. Jedna na wiele milionów”.
Sophia naprawdę ciężko pracowała. Na początku wszystko robiła sama: przegrzebywała sklepy z używaną odzieżą, przerabiała wybrane ciuchy, prała, prasowała, wybierała najciekawsze zestawy, znajdywała modelki do pozowania („płacąc” im posiłkiem w tanim barze), odpowiednio ustawiała, robiła zdjęcia, które następnie obrabiała, wymyślała opis i tytuł ogłoszenia, odpowiadała na każdy komentarz pozostawiony na jej stronie, aż w końcu wysyłała starannie zapakowany towar. Traktowała swoje klientki tak, jakby były jej najlepszymi przyjaciółkami. Wszystko robiła instynktownie, nie słuchała nikogo: „Gdybym próbowała na siłę się dopasować, dawno byśmy już polegli. Ostatnią rzeczą, jakiej oczekuje świat, jest kolejny nudziarz lub kolejna marka bez wyrazu”.
Sophia w świetny sposób przewija w swojej książce ideę czerpania radości i satysfakcji z samej drogi. Coś, o czym wspominałam nieraz na blogu. Idea czerpania radości z działania, która dla mnie, jest niczym innym, jak pozostaniem obecnym w danej chwili, tu i teraz. Poczuciem wdzięczności za to, co dzieje się w naszym życiu i czerpaniem z każdej chwili, ile się tylko da. We wspaniały sposób zachęca nas do działania, i wiary w to, że wszystko jest możliwe, a my same jesteśmy odpowiedzialne za to, jaką codzienność i jakie życie sobie stworzymy.
„Zrezygnuj ze wszystkich spraw i nawyków, które Cię hamują. Naucz się, jak stwarzać sobie możliwości. Pamiętaj, że NIE istnieje coś takiego jak linia mety – szczęście zależne jest od ciągłego działania. Niech nic nie powstrzymuje Cię w dążeniu do tego wspaniałego życia, które sobie wymarzyłaś, a może jeszcze nie miałaś na to czasu. I przygotuj się na to, że po drodze czeka Cię mnóstwo niezłej zabawy”.
Nie chcę rozpisywać się za bardzo, bo chciałabym, abyś sama zerknęła do tej pozycji i przeczytała ją z dużym zaciekawieniem, jeśli jednak przedstawię Ci całą treść, nie będzie to miało większego sensu ;). Uprzedzam, że książkę niełatwo zdobyć. Mnie udało się ją odkupić od innej blogerki, którą znalazłam przeszukując (pół dnia) internet. Było warto. Oczywiście, zostają jeszcze wersje elektroniczne, łatwo dostępne, ale jak dla mnie papierowa książka nie ma sobie równych. To co Szefowo? Dasz się namówić?
„Rozejrzyj się wokół, jeśli nie znajdziesz niczego takiego, co by Cię zainspirowało, to zapewne marnie się starasz. Pamiętaj, że przepatrzyłam każdy ciuch w sklepach z używaną odzieżą. Ty powinnaś to samo zrobić ze swoim życiem”.
Podobne wpisy
-
MOJE TOP 3, CZYLI NAJLEPSZE KSIĄŻKI, KTÓRE POWINIENEŚ PRZECZYTAĆ W 2017 ROKU
-
5 rzeczy, które Cię zainspirują. Część II
-
Podsumowanie minionego roku, czyli 8 rzeczy, które podpowiedzą Ci, że to był dobry rok
Ja również czytałam i nawet polecałam kiedyś u mnie tę książkę :-) Rzeczywiście postać bardzo inspirująca. Niestety, w październiku 2016 roku Sophia Amoruso, założycielka NastyGal ogłosiła bankructwo.
A to dla mnie ciekawostka, niestety dość przykra. Mimo tego, uważam, że Sophia jest bardzo inspirującą postacią.
Brzmi bardzo interesująco….Myślę że ta książka da mi kopa)))) bo przyznaję że opuściłam ręce…Dzięki